Piękne wspomnienie poświęcił dyrektorowi Adamowi Ferensowi pisarz Marian Brandys, który specjalizował się w ukazywaniu wydarzeń historii Polski poprzez pryzmat losów poszczególnych ludzi, ich postaw i życiowych wyborów. Była to niewątpliwa zasługa jego nauczyciela historii - Adama Ferensa, z którym Brandys zetknął się w Gimnazjum Zgromadzenia Kupców w Łodzi. Tak pisał o swym nauczycielu w 1966 roku na łamach warszawskiego tygodnika „Świat”:
„Najbardziej fascynował nas jego głos, o przedziwnym brzmieniu, przypominający szmer górskiego potoku, ale kryjący w sobie bogactwo tonów symfonicznej orkiestry, raz zniżający się do uwodzicielskiego szeptu, to znowu wspinający się na szczyty patosu – podobnie jak jego śmiech, który oparł się działaniu czasu, tak samo świeży i zaraźliwy. Adasia – inaczej go w szkole nie nazywano – zawsze otaczał atmosfera niezwykłości. Przez wiele lat marzył o wyprawie do Egiptu, przyznano mu na ten cel jakieś stypendium , gdy nadszedł wreszcie dzień wyjazdu, odprowadziliśmy naszego ulubieńca na dworzec kolejowy. Dwa dni później składaliśmy mu wizyty w łódzkim szpitalu. Pociąg zdążający w kierunku egzotycznych krajów na pierwszej stacji za Łodzią zahamował tak gwałtownie, że Adasiowi spadła na głowę ciężka waliza.
Był bohaterem zjazdu wychowanków łódzkiego gimnazjum po wojnie. Wiwatom na jego cześć nie było końca. Kierował wówczas owym liceum pod Częstochową, a jednocześnie - wierny zasadom greckiej kalokagatii - szkolił swych uczniów w jeździe na nartach. Mimo podeszłego wieku był w świetnej formie fizycznej i umysłowej.
Z wszystkich dawnych wykładów profesora najlepiej zachował mi się w pamięci wykład o schyłku gotyku. Magia jego talentu narracyjnego przeniosła nas w inną epokę . Otwierały się przed nami wnętrza średniowiecznych gospód cechowych, uczestniczyliśmy w gwałtownych sporach architektów, poznawaliśmy gniew starych mistrzów broniących logiki i celowości swej sztuki oraz bunt młodych, próbujących eksperymentem rozsadzić kanony, w których nie mogli się już pomieścić. Widzę wyraźnie Adasia jak stoi obok katedry z ramionami uniesionymi gestem matejkowskiego Skargi, twarz wyraża rozpacz i gniew, groźnie połyskują szkła binokli. Od jego słów truchleje uczniowskie serce. – Rozumiecie, co się stało?! Logikę zastąpiono absurdem! Zabito duszę gotyku!
Metoda nauczania naszego historyka odbiegała od tradycyjnych schematów szkolnych. Nie zmuszał nas do wkuwania na pamięć dat, postanowień traktatów pokojowych i genealogii rodów królewskich. Uczył nas rozumienia historii i patrzenia na nią oczami człowieka współczesnego.”
Tyle Marian Brandys. Życie Adama Ferensa było tak intensywne i barwne, że starczyłoby z powodzeniem na obszerną biografię lub film. On sam, jakże skromnie, swój życiorys zmieścił w kilku zdaniach na jednej kartce zeszytu:
„Adam Ferens – dyrektor Liceum Ogólnokształcącego w Kamienicy Polskiej, urodzony 20 listopada 1888 r. w Krakowie, syn urzędnika sądowego, lata szkoły podstawowej spędził w Bośni, uczęszczał do gimnazjum w Krakowie i Samborze, gdzie złożył egzamin dojrzałości w roku 1908. Do 1912 r. był słuchaczem Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie na historii i geografii. W latach 1912 –14 był aplikantem Archiwum Akt Grodzkich i Ziemskich w Krakowie, brał udział w pracach oświatowych Towarzystwa Szkół Ludowych. W latach 1914 – 18 i 1920 –21 odbywał frontową służbę wojskową. W latach 1921 – 32 pracował w prywatnych szkołach średnich w Łodzi, w 1932 mianowany nauczycielem Państwowego Gimnazjum im. Kopernika w Łodzi z powołaniem do służby w administracji szkolnej, którą pełnił 7 i pół roku w Łodzi, Poznaniu i Katowicach do 1939 r. W czasie okupacji był nauczycielem szkoły podstawowej w Dobczycach, po zwolnieniu przez Niemców, nauczycielem tajnego nauczania w gimnazjum i liceum w Częstochowie. Od 1947 pracuje w liceum w Kamienicy Polskiej”.
W życiorysie pisanym w latach 50. nie można było zbytnio chwalić się inteligenckim pochodzeniem, udziałem w walkach I oraz II Brygady Legionów, a tym bardziej udziałem w wojnie z bolszewikami. Na szczęście w 1983 r. w Biuletynie Polskiego Towarzystwa Turystyczno- Krajoznawczego Jacek Ciesielski zamieścił szkic biograficzny Adama Ferensa nazywając go wybitnym nauczycielem, ukazał wiele interesujących faktów z jego życia. Przede wszystkim to, że ojciec Adama, sędzia Ernest Ferens, był z pochodzenia Węgrem, a przodkowie używali nazwiska Ferenc. Wychował się w dworku w Półwsiu Zwierzynieckim pod Krakowem. Za sprzyjanie Polakom został zesłany do pracy na rubieżach ówczesnych Austro-Węgier, do Bośni. Matka Adama, Eufemia z Dutkiewiczów, zmarła w połogu, wychowywali go dziadkowie: Adam Dutkiewicz, profesor gimnazjum św. Jacka w Krakowie i Emerencja z Żarskich, a także ciotka Józefa Dutkiewicz. Adam Ferens chodził do szkoły w miastach, w których urzędował jego ojciec, a zatem w Krakowie, Przemyślu, Ujanowicach k. Limanowej, a potem w Bośni: Mostarze i Banja Luce. W gimnazjum św. Anny przyjaźnił się z twórcą polskiego skautingu Andrzejem Małkowskim. Jako uczeń gimnazjum w Samborze uczestniczył z całą klasą w pogrzebie Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie w roku 1907.
Wielkie wrażenie wywarły na młodym Adamie Ferensie Tatry. Był w nich po raz pierwszy w roku 1904. Tak opisał kontakt z pięknem gór w swoich wspomnieniach:
„Po promocji z klasy III w gimnazjum z kilkoma kolegami, z uszytym własnoręcznie plecakiem ze zgrzebnego płótna, całkiem przemakalnego, ze zdobytym przewodnikiem Radzikowskiego wyruszyłem z Krakowa. Koniec języka zastępował mapę. Za Myślenicami wkroczyłem w piękny świat doliny Raby, przez Jordanów dotarłem do Spytkowic i dalej do Białego Dunajca, wszędzie po drodze zbierając kolegów, tak że do Zakopanego doszedł nas cały kierdel”.
Miłość do gór została mu do końca życia. Ostatni raz jako turysta odwiedził Tatry w 1960 r.
Pomaturalne wakacje 1908 r. spędził w Bośni, tam zetknął się z rowerem – turystyka kolarska, obok kajakarstwa, stała się jego wielką pasją. Organizował rowerowe wycieczki w góry z młodzieżą z Łodzi a później z Kamienicy Polskiej. Używał XIX –wiecznego kajaka typu „Piast”, brał udział w zawodach na Wiśle, pływał także na Mazurach; elementy kajaka przekazał do Muzeum Sportu i Turystyki w Łodzi. Od roku 1908 studiował równocześnie dwa fakultety: geografię i historię, uwiecznieni w jego indeksie profesorowie należeli do luminarzy ówczesnej nauki polskiej, byli to m.in. Karol Szajnocha, Wiktor Czermak, Franciszek Bujak, Stanisław Tarnowski, Wacław Sobieski, Wacław Tokarz. Po uzyskaniu absolutorium w 1912 zaangażował się w działalność Towarzystwa Szkoły Ludowej, oprowadzał po Krakowie przybywające z rożnych zakątków świata polonijne wycieczki szkolne.
8 sierpnia 1914 r. wyruszył z Krakowa 12 kompanią 5 batalionu Legionów Polskich w kierunku Jędrzejowa. Przysięgę złożył w Kielcach na Szydłówku. Umiejętność jazdy na nartach sprawiła, że zimą 1914/15 r. znalazł się w kompanii narciarskiej Mariusza Zaruskiego w Górach Rodniańskich, w 1915 brał udział w szarży pod Rokitną, jako jeździec meldunkowy, uczestniczył w bitwie pod Rarańczą w jednostkach II Brygadą Legionów. Został internowany wraz z kadrą Władysława Sikorskiego przez władze austriackie, zwolniony we wrześniu 1918 r. Po odzyskaniu niepodległości został nauczycielem historii w Szkole Handlowej w Łodzi. W 1920 służył w Wojsku Polskim, walczył w obronie Włocławka, został zdemobilizowany w styczniu 1921 w stopniu podchorążego, awansowany wkrótce na porucznika rezerwy. Wrócił do pracy pedagogicznej, w której się spełniał. Potrafił łączyć dydaktykę z turystyką krajoznawczą. Założył w Łodzi Oddział Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, był członkiem Polskiego Towarzystwa Turystycznego, uprawiał narciarstwo wysokogórskie, był m.in. na Czerwonych Wierchach, Rysach, Kamienistej i Krywaniu. W 1922 r. wraz z Mieczysławem Świerzem przeszedł przez Śnieżną Dolinę na Wyżnią Lodową Przełęcz, co było wówczas najwyższym osiągnięciem taternickim. Nieprzypadkowo zatem trafił do „Encyklopedii Tatrzańskiej”. W 1924 wybrany został do polskiej wyprawy w Himalaje, wyprawa nie doszła jednak do skutku.
W czasie okupacji, po zwolnieniu go przez Niemców z funkcji nauczyciela w Dobczycach, nauczał tajnie w Dobczycach i Goszczy, potem zamieszkał u swego brata Tadeusza w Częstochowie i włączył się w organizację tajnego nauczania na szczeblu gimnazjalnym i licealnym. Janina Mikucińska napisała:
„Z miejsca podbił nas wszystkich i stał się bliskim, wydawał się dawnym kolegą. Jego wspaniała wiedza, piękny język polski, zapał, serdeczność szybko skupiała uczniów wokół profesora. Zapraszaliśmy pana Adama do naszych domów, słuchaliśmy jego pięknych opowiadań z wypraw w Tatry, wkrótce stał się duszą tego rodzaju zebrań. Poprzez brata swego, lekarza, organizował pomoc mobilizując lekarzy do bezinteresownego zajmowania się leczeniem nauczycieli oraz uczniów poszkodowanych wojną”.
Tuż po przejściu frontu w styczniu 1945 r. włączył się w organizowanie szkolnictwa średniego, uczył przez 2 lata propedeutyki filozofii i nauki o Polsce w Gimnazjum im. Słowackiego oraz w Gimnazjum Braci Szkolnych w Częstochowie. W 1947 r. podjął pracę nauczyciela historii w Prywatnym Gimnazjum Koedukacyjnym w Kamienicy Polskiej. Od 1948 do 1962 r. był dyrektorem tej wyjątkowej w skali kraju szkoły średniej usytuowanej w budynku letnim Państwowego Gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza w Częstochowie, w czasie wojny zajętym przez Niemców, przejętym w 1945 przez Komitet Rodzicielski z Kamienicy Polskiej. Poświęcił szkole cały talent pedagogiczny, serce i siły. Uczniowie cenili jego nieprzeciętną osobowość. By przybliżyć daną epokę, kazał swoim podopiecznym wczuwać się i wypowiadać w imieniu minionych bohaterów. Miał też odwagę cywilną, cenił jednakowo zasługi dla niepodległości Polski trzech Józefów: Piłsudskiego, Hallera i Dowbora - Muśnickiego, choć ich drogi polityczne nie były zbieżne. Zdzisław Grunwald, profesor Politechniki Warszawskiej, zapamiętał charakterystyczne komentarze Ferensa przemycane na lekcjach historii, oto jeden z nich : „I stworzył Pan Bóg Włocha, aby Austriak mógł kiedyś bitwę wygrać”. Z kolei Maria Szmida, absolwentka Gimnazjum i Liceum w Kamienicy Polskiej zapamiętała taką charakterystykę napoleońskiego generała: „ na pięć minut przed śmiercią żył jeszcze”.
W 1962 r. w liście do warszawskiego redaktora Stefana Arskiego, jednego ze swych łódzkich wychowanków, Adam Ferens napisał:
„wnoszę uroczysty protest przeciwko nazywaniu mnie mistrzem i do tego przez wielkie M. - takowy epitet ozdobny uznaję za wybitnie nietwarzowy i kolidujący z moją tendencją do prostoty i prostolinijności. Dziękuję za pamięć i zainteresowanie się mym stanem zdrowia; jest to człowiekowi u schyłku życia, gdy zgodnie z prawem natury liczy się z rola kosmonauty i odlotem w nieznane zaświaty – całkiem przyjemne”.
Rok później , w styczniu 1963 pisał do tego samego adresata:
„Dowody pamięci ze strony uczniów są dla wiekiem podeszłego belfra bardzo miłym i pożądanym – tym bardziej że rzadkim – przejawem”.
Adam Ferens opuścił swoje mieszkanie w budynku liceum w roku 1964, mocno schorowany wyjechał do Krakowa, do swego młodszego brata Józefa, wykładowcy na Wydziale Rolniczym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ostatnie lata życia spędził w Domu Opieki dla Dorosłych im. Helclów w Krakowie. Zmarł 9 stycznia 1975 r. w Krakowie. Spoczywa na cmentarzu w Kamienicy Polskiej obok swej żony Marii z domu Pfabe.
opracował: Andrzej Kuśnierczyk